środa, 5 sierpnia 2015

3 sierpnia 1944

No i elektrownia nasza! Cieszyliśmy się z tego, jak dzieci. Teraz trzeba odzyskać resztę miasta, a potem cały kraj. Nie wiem, czy się szkopy spodziewały takiego rozwoju spraw, ale było warto. W ciszy nocy siedziałem w podwórzu pilnując odpoczywających towarzyszy. Myślałem o kolejnych dniach i o tych chłopakach, których szkopy zastrzeliły w elektrowni. Ludzkie ciało, uderzone serią maszynowych wystrzałów, staje się giętkie i bezwładne. Śmierć wykrzywia oblicze i czasem trudno rozpoznać zmarłego, jest tak odmieniony, skręcony powrozem ostatecznego bólu. 

Tego wieczora, kiedy leciałem z rikszą, spotkałem Andrzeja. Pamiętam go ze szkoły, a wczoraj jakby trup mi się pokazał, cień. Lichy strój, dziurawe spodnie. Wysoki był zawsze, ale nie taki chudy. I był bez broni. Ani kurtki, ani pistoletu, nic. Tylko pas wojskowy. Dałem mu swój karabin. Ten, co go zdobyłem w elektrowni. Żal mi się go zrobiło. Wyglądał na samotnego, wrzuconego w wir zdarzeń, które go przerażały i smuciły. Otumaniony emocjami, czy to strachem, czy to smutkiem, a może niewysłowionym gniewem, mówił ze mną mało, tak jakby każde wypowiadane słowo ważyło tonę. W tych zamglonych oczach ledwie widziałem przebłyski tamtego Andrzeja, wesołego dryblasa śmiejącego się w głos z opowiadanych dowcipów. Teraz stał przede mną człowiek złamany, przygnębiony, zbyt wrażliwy by patrzeć na śmierć kolegów. Nie wiedziałem, jak go pocieszyć, jak dać mu nadzieję. Mówiłem tylko, że niedługo będziemy wolni. Że pójdziemy na studia, znajdziemy sobie żony, piękne i mądre. Że nikt nam nie będzie mówił, jak mamy żyć. Będziemy u siebie. Tylko kiwał głową. Do rana tak siedzieliśmy, to trochę wspominając, to milcząc, to zadając sobie pytania o przyszłość.

Potem widziałem Andrzeja jeszcze ze dwa razy. Zdawał mi się być jeszcze bardziej przeźroczysty, rozpraszający się w mocnym świetlne sierpniowych dni. Potem nie spotkałem go już nigdy. Szukałem, pytałem, ale po Andrzeju ślad zaginął. Może został gdzieś po gruzami, albo dostał prosto w serce niemiecką kulą. Nie znalazłem żadnych śladów, tak jakby historia wymazała go ze swoich kart.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz